Pojawiają się pierwsze recenzje premierowego spektaklu "Widzę i opisuję"!


Kacper Sulowski, Gazeta Wyborcza


Sześć lat czekali fani Lubelskiego Salonu Artystycznego na jego pierwszą własną produkcję. Opłacało się czekać. Spektakl muzyczny "Widzę i opisuję" w reżyserii Jerzego Satanowskiego to widowisko, które dowodzi, że o sztuce najlepiej mówi się sztuką.
Bez zbędnych form inscenizacji, bez wyszukanych rekwizytów ani kostiumów. Nad sceną lewitują przeróżne instrumenty muzyczne, trąbki, okaryny, harmonie i gitary. W tle rozłożone pulpity z nutami. Na pierwszym planie pojawiają się śpiewający aktorzy. Od lewej: demoniczna Magdalena Piotrowska, zmysłowa Agata Klimczak, krotochwilny Przemysław Buksiński, szykowna Krystyna Tkacz i dostojny Mirosław Czyżykiewicz. Takimi widzimy ich przy pierwszym spotkaniu. W trakcie spektaklu znikają, pojawiają się, zamieniają się rolami i przywdziewają coraz to inne maski. To, co spaja cały pokaz w jedną całość, to temat sztuki.

Tytuł spektaklu wbrew pozorom nie odnosi się do inwokacji narodowej epopei, a jest najkrótszą sentencją, która naznacza życie artysty. Każdy twórca najpierw obserwuje świat, a potem, za pomocą dłuta, pędzla czy pióra próbuje go opisać. Nieprzypadkowy dobór tekstów takich poetów jak Leśmian, Mickiewicz, Kofta czy Różewicz składa je w spójną całość, a całe widowisko przypomina ciekawy esej na temat procesu tworzenia. Aktorzy słowami poetów czasem wzruszająco, czasem z przymrużeniem oka stawiają pytania o to, czym byłby świat gdyby nie sztuka i czy lepiej żyłoby się bez niej. A cały wywód sprowadza się do humorystycznego finału ze słowami "Aktor musi grać by żyć, bo to jest jego być (albo nie być)".

Jak na spektakl muzyczny mało w nim inscenizacji. Satanowski przyzwyczaił nas do szerokiej palety dramatyzacji i zabaw teatralna formą. Tym razem postawił na prostotę i surowość. Ze względu na rzadkość podobnej formy w Lublinie nie sposób uniknąć porównań do koncertu "Wieczorem" w Teatrze Starym. Otóż widowisko Satanowskiego jest bardziej kolorowe, różnorodne, ale, paradoksalnie, spójniejsze. Aranżacje muzyczne łatwiej wpadają w ucho, a aktorzy są bardziej wiarygodni i ekspresyjni.

Spektakl "Widzę i opisuję" można przewrotnie scharakteryzować wyrażeniem "sztuka dla sztuki". Jednak w tym przypadku nabiera ono zupełnie innego kontekstu. Nie oznacza bynajmniej atrakcyjnej formy przerastającej treść i pozbawionej wnętrza, ale rodzaj hołdu, lub chociaż ukłonu w stronę twórców i ich artyzmu, oddanemu przez kolegów po fachu.

Kolejne pokazy już w styczniu. 


Cały tekst: http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,35640,15012163,Sztuka_o_sztuce__Recenzja_spektaklu_muzycznego__Widze.html#ixzz2lqyADOB4