Spektakl „Mur” to ważne i dobre
przedstawienie. Nie sposób opowiedzieć wszystkiego, czego dokonała
i co widziała na własne oczy podczas wojny Pani Irena Sendlerowa.
To zrozumiałe, że MUR musi być pewnym wyborem z doświadczeń jej
życia, dokonanym przez twórców spektaklu, szczególnie autora
scenariusza – Ryszarda Marka Grońskiego.
I byłoby to całkowicie trafne,
poruszające ujęcie tematu, gdyby nie jedna kropelka dziegciu.
Chodzi o aluzję mówiącą o pewnym „tranzystorowym radiu”. W
dyskusji, jaka odbyła się po spektaklu okazało się, że autor
miał na myśli rozgłośnię Radia Maryja i sugerował, że nasza
bohaterka cierpiała przez nie podobnie jak przez bestialstwo
okupantów niemieckich. Pani Janina Zgrzembska – obecna na
spotkaniu córka śp. Ireny Sendlerowej stwierdziła, że jej Mama na
pewno by się pod taką aluzją podpisała.
Ja natomiast, naczytawszy się sporo o
Irenie Sendlerowej uważam, że by się nie podpisała.
Tym bardziej, że w jej konspiracyjnych
akcjach osoby duchowne były nieocenioną pomocą przy ratowaniu
dzieci, które udało się jej ocalić (wystawianie metryk chrztu,
wiele miejsc dla dzieci w sierocińcach prowadzonych przez siostry
zakonne).
Wypowiedź pani Janiny była zbyt
emocjonalna. Zawierała słowo „wróg” w odniesieniu do kręgów
radiomaryjnych. Kropla dziegciu ze spektaklu skierowała dyskusję
(na szczęście tylko na chwilę) na temat, który w Lubelskim
Salonie Artystycznym nie może mieć miejsca. A ponadto, po co wkładać w usta
Irenie Sendlerowej coś, czego ona sama nigdy nie powiedziała? To,
co zostało przez nią powiedziane i zarejestrowane to piękne,
głębokie myśli, tchnące dobrocią, miłością i tolerancją.
Słowa, które nikogo nie ranią, nie posądzają o podłość, nie
dzielą, lecz jednoczą.
Irena Beata Michałkiewicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz