Rozmowa z Ireną Beatą Michałkiewicz - założycielką Lubelskiego Salonu Artystycznego 

 

Autor: Waldemar Sulisz, "Dziennik Wschodni"


Irena Beata Michałkiewicz , fot. Maciej Kaczanowski
W ciągu pięciu lat pokazała w Lublinie największe gwiazdy polskiego teatru. Od Danuty Szafarskiej i Zbigniewa Zapasiewicza, przez Teresę Budzisz-Krzyżanowską, Janusza Gajosa i Jerzego Radziwiłowicza po Krystynę Jandę i Stanisławę Celińską. Uważnie wybiera spektakle i wartości, których w życiu warto się trzymać. Jakby na przekór światu, który we współczesnym teatrze odbija się z pomocą przekleństw, przemocy i ludzkiego nieszczęścia.

 

• Skąd się pani wzięła w teatrze?

– Wszystko zaczęło się na KUL, gdzie studiowałam filozofię. Trafiłam na grupę teatralną "Ubodzy”, gdzie byłam aktorką. Grałam w głośnym spektaklu "Hiob”, potem w przedstawieniu "Kain i Abel”, które w trakcie prób pokazaliśmy aktorom z Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Pracowałam ze Zbigniewem Cynkutisem i Reną Mirecką, przy ich pomocy powstał ten spektakl. Wiedział o nas Grotowski, z czego byliśmy dumni i wzruszeni.

• Skończyły się studia, skończył się teatr. Co było dalej?

– Przez chwilę pracowałam w Teatrze Provisorium, grałam w "zakazanej” premierze "Naszej niedzieli”. Kiedy założyłam rodzinę, inne sprawy stały się ważne. Potem przyszło wygnanie, w 1983 roku znaleźliśmy się w Australii, wróciłam w 1992 roku. Trzeba było się od nowa urządzić i zagnieździć w Lublinie. Przez rok uczyłam angielskiego w szkole, w 1995 roku zaczęłam pracować w Centrum Kultury.

• Przy?

– Konfrontacjach Teatralnych. Akurat rodziła się idea festiwalu i Janusz Opryński zaprosił mnie do współpracy. Na początku byliśmy tylko ja i Janusz, potem powstała rada programowa, w 1996 roku odbyła się pierwsza edycja. Było to dla mnie wielkie przeżycie, bo nie miałam zbytnich doświadczeń organizacyjnych. Potem pracowałam przy kolejnych edycjach, aż w 2007, kiedy w Centrum Kultury namnożyło się festiwali, powstało Biuro Organizacji Festiwali, zostałam szefem tego przedsięwzięcia. Pomysł nie wypalił, wtedy pomyślałam, że warto robić coś na własny rachunek. I pokazywać artystów, których rozpoznaję, którzy mi się podobają, a ich spektakle niosą wartości, które są mi bliskie. Nazwałam to Lamusem Artystycznym.

• Dlaczego?

– Zaczęłam w 2007 roku "Nocą z Wertyńskim” z charyzmatyczną Oleną Leonenko. Fascynowało mnie, z jaką uważnością podchodzi do słowa, przy okazji grając całą sobą. Uznałam, że wyrosłam już z teatru alternatywnego, potrzebuję teatru słowa w profesjonalnym wykonaniu i przesłania, które będzie ważne dla publiczności. Aplauz po spektaklu niesamowitej Oleny, która zaśpiewała sentymentalne pieśni i pokazała portret legendarnego rosyjskiego śpiewaka, pokazał, że ludzie potrzebują lepszych, dobrych wartości w życiu. Nawet, jak ktoś wyśle je do lamusa.

• W październiku minie 5 lat od startu salonowych spektakli, które dziś nazywa pani Lubelskim Salonem Artystycznym.

– Udało się pokazać kilkadziesiąt spektakli i zdobyć na to pieniądze. Negocjowałam kontrakty z największymi polskimi aktorami i udało się. Wpadek nie było.

• Udało się nawet z kapryśną Krystyną Jandą?

– Akurat trafiłam na czas, kiedy aktorka była mocno zmęczona i zapracowana. Ale po zakończeniu spektaklu uśmiechała się do lubelskiej publiczności bardzo promiennie. Najtwardsze negocjacje odbyły się z Dorotą Stalińską, nie chciała zejść ze ceny. W końcu zeszła, kiedy podpisałyśmy kontrakt, była serdeczna i bardzo otwarta.

• Najbardziej oblegany spektakl w ciągu tych pięciu lat?

– Chyba "Narty Ojca Świętego” z Januszem Gajosem, Jerzym Radziwiłowiczem i Władysławem Kowalskim z Teatru Narodowego, który zrobiliśmy z Teatrem Osterwy. Jestem dumna z pokazania w Lublinie spektaklu "Żar”, pokazałam go samodzielnie w Kozłówce, dowoziłam publiczność autokarami, na scenie wystąpili Danuta Szaflarska, Zbigniew Zapasiewicz i Ignacy Gogolewski. Największe wrażenie na mnie osobiście zrobił chyba Zapasiewicz, który potrafił grać milczeniem. Niestety, to już czas przeszły, życia nie ma, wielkie role zostały.

• We wtorek, 24 kwietnia, pokaże pani legendarny Teatr Witkacego z Zakopanego. Trudno było?

– Trzeba było wpasować się w ich bardzo zajęty kalendarz. Chciałam przenieść magiczną atmosferę z ich siedziby do Lublina. To spektakl o zatroskanej miłości do teatru, który jest treścią życia. Bo jak mówi reżyser Edward Wojtaszek, teatr jest łaską spotkania.

• Marzenia Beaty Michalkiewicz?

– Profesjonalna scena dla teatru słowa w typie Teatru Witkacego z magią i atmosferą miejsca. Recital Wandy Warskiej w Lublinie. Spektakl z Jerzym Stuhrem, który pokonał śmiertelną chorobę i wrócił na scenę. Jego przykład pokazuje, że teatr jest silniejszy od śmierci.

• Jest?

– Na pewno. 

Irena Beata Michałkiewicz

Irena Beata Michałkiewicz od 2007 roku w Centrum Kultury w Lublinie prowadzi własny program pod nazwą Lubelski Salon Artystyczny. Dzięki jej inicjatywie, mieszkańcy Lublina, co roku mają możliwość kontaktu z najwybitniejszymi twórcami teatralnymi i okazję poznania najciekawszych dzieł artystycznych z czołowych scen teatralnych w Polsce.
Jest absolwentką Wydziału Nauk Społecznych KUL, ale w całym swoim zawodowym życiu związana jest z teatrem. Przygodę z teatrem zaczynała od uczestnictwa w ruchu teatralnym akademickim i alternatywnym, gdy było to jedno z nielicznych w czasach PRL-u miejsc tworzenia kultury niezależnej. Zaangażowana w ruch Solidarności, lata 80-te i początek 90-tych spędziła na przymusowej emigracji, zajmując się w Australii animacją działań parateatralnych z dziećmi i młodzieżą polonijną.
Po powrocie do kraju, związała się zawodowo z Centrum Kultury w Lublinie. Pracowała przy tworzeniu, a następnie - do roku 2007 - organizacji kolejnych edycji Międzynarodowego Festiwalu Konfrontacje Teatralne, największego tego typu wydarzenia w tej części Polski. Nie bez znaczenia są też jej zasługi przy organizacji pierwszych edycji Festiwalu Teatrów Europy Środkowej – Sąsiedzi.
Od momentu stworzenia Lubelskiego Salonu Artystycznego w ramach Centrum Kultury w Lublinie, projektowi temu poświęca swój czas i zaangażowanie. Jest kierownikiem tego projektu, twórcą jego programu, promotorem jego działań.